Nie było lekko. Gdy chłopcy w pokoju śpią pracować trudno. Przecież nie będę zakłócać im snu odklejaniem, gładzeniem, szlifowaniem, malowaniem i przybijaniem. Tak więc przez kilka dni biegałam od pokoju do pokoju: "tiu tiu tiu Kamilku", szpachlowanie, "zaraz mamusia wróci Kamilku", dwie kreski pomalowane, "la la la Kamilku", 120 naklejone, "jeszcze małą chwilkę Kamilku", kolejny wąs namalowany. Tym sposobem jest: miarka i dumna jestem z niej bardzo.
Miarka od A do Z:
1. Po odklejeniu starej miarki okazało się, że farba odlazła, a ściana jest wgnieciona i popękana. Tak więc wszystko trzeba było wyrównać gotową już białą gładzią szpachlową (ŚMIG - polecam). Po wyschnięciu szlifowanie. Ufff. Działo się. Przez moment u chłopców panował zimowo śnieżny klimat.
2. Inspiracją miarkową była moja bliska koleżanka blogowa:
TU
3. Z papieru samoprzylepnego wycięłam szablony pod kreski i zamalowałam je czarną farbą.
4. Cyferki wydrukowałam również na papierze samoprzylepnym, wycięłam i przykleiłam.
5. Wąsy wycięłam z tektury i również zamalowałam farbą.
Girlandy:
Zamówiłam materiały, wycięłam trójkąt na wzór i własnonożnie zaniosłam do krawcowej.